piątek, 4 września 2015

Mentorzy naszych czasów

Czasami zastanawiam się gdzie jestem, kim jestem, co ja tu robię. Tak jak zresztą każdy z nas. Bywa, że odpowiedź przychodzi niemal od razu.

Uzmysłowiłam sobie jak pewne sprawy (przede wszystkim te "maluczkie" sprawy) wpływają na mnie. Ludzie, słowa, wsparcie, wzloty, a czasami i upadki są nieustanną lekcją życia. Te ostatnie, co prawda, oddziałują dopiero po jakimś czasie, po uporaniu się z bólem i żalem, aczkolwiek są równie pouczające, jak pozytywne aspekty mojej egzystencji.





Słowa pewnego wyjątkowego wykładowcy dodały mi otuchy i motywacji do dalszych działań. Zalicza się on zresztą do tej grupy pedagogów, którzy swoim sposobem bycia zachęcają do dalszej pracy. Pan magister, który dla mnie osobiście jest lepszym profesorem, aniżeli nie jeden uznający się za człowieka tak wykształconego, jakoby pozjadał wszystkie rozumy i jeszcze jeden rozum, napędza studentów wszelkiego rodzaju historiami motywującymi. Oto jedna z nich:

"Kilka lat temu byłem ze znajomymi w jednej z miejscowości niemieckich na granicy RFN i NRD. Spotkaliśmy tam bardzo smutnego chłopca... może sześcio-, siedmioletniego. Aby go pokrzepić kupiliśmy mu mnóstwo słodyczy, on jednak niepocieszony, popatrzył na nas równie smutno jak poprzednio. Zapytaliśmy go jaki jest powód jego smutku. On odpowiedział: Mój kuzyn, który mieszka o tam (wskazał kierunek) idzie dziś po raz pierwszy do szkoły. My mu na to: "To dlatego? Dlatego się smucisz? Przecież masz w takim razie wakacje." Odpowiedział: "Ale on będzie o jeden dzień mądrzejszy ode mnie."

I pomyśleć, że ja robię wszystko, by być o jeden dzień głupsza.


I dzisiejszy tekst genialnego wykładowcy:

"Najmniej straciłem na tym, że się czegoś uczyłem."


Podziwiam Pana Magistra za takie podejście.

Zachęcam również do odwiedzenia bloga Eweliny Mierzwińskiej, która wzywa do codziennej nauki. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz